Dwupoziomowa i nieźle już naznaczona czasem kamieniczka. Do mieszkania na parterze wchodzi się wprost z placu. Niewielki, drewniany płotek to jedyna ochrona przed nieproszonymi gośćmi. Ogródek – lekko przysypany śniegiem, przed domem dzieci bawią się w błocie. Zniszczone drzwi. Wchodzimy do podłużnego zmarnowanego pomieszczenia, z odrapanymi ścianami i niby-piecem. Na jednej ze ścian – piękny, wykonany z gładzi rysunek z kwiatami - to pozostałość po kuchni. Reszta pomieszczenia została całkowicie zalana. Jednak skutki powodzi, jaką spowodowała uszkodzona rura w pustym mieszkaniu wyżej to tylko jeden z wielu problemów, z jakimi próbuje walczyć Anita Bałasz mieszkająca na Nowym Świecie w Siemianowicach Śl.

Tutaj nie ma placu zabaw. Jedyne huśtawki umieszczono równolegle do drogi. Niektórzy mówią, że w razie wypadku samochód wjeżdża wprost na trawnik, po którym biegają dzieci. Toalety znajdują się kilka domków dalej i nie da się nie zauważyć, że notorycznie wybija tu kanalizacja. Na podłodze fekalia mieszają się z błotem. Ten, kto nie poślizgnie się na schodach, ma szansę wykąpać się w gnoju. Kilka budynków jest opustoszałych, zdemolowanych, spalonych, zaśmieconych, jak po wybuchu jakiejś bomby, bez okien i drzwi. Większość mieszkańców tego osiedla notorycznie pije – by nie patrzeć, by nie myśleć, by zapomnieć. Mimo to, Anita Bałasz pragnie tu właśnie zostać. Tu bowiem spędziła już 10 lat swojego życia, tu chowała czwórkę swoich dzieci i na normalne życie w tym lokum wydała pieniądze, które - jak twierdzi - wyciągała sobie z ust. Utrzymuje się z pomocy społecznej i świadczeń alimentacyjnych. W „przegryzaniu się” przez urzędowe pisma pomaga jej przyjaciel – Piotr, gdyż kobieta nie radzi sobie z czytaniem i pisaniem po Polsku.
- Wymieniłam sobie okna, wyremontowałam kuchnię, pokój dla dzieci. Zrobiłam łazienkę w domu, bo do tej na zewnątrz nie da się wejść. To przecież dla dzieci. Miałam zadbane mieszkanie, choć nigdy nic nie dostałam na remont. A teraz wszystko straciłam, nie mam mebli, ubrań dla dzieci. W tym warunkach nie da się przecież mieszkać – żaliła się Romka.

Anita Bałasz przestała płacić czynsz, bo wszystko wydała na remont. W międzyczasie jednak nie schwytani dotąd sprawcy włamali się, pobili kobietę i jedno z jej dzieci, skradli cały dobytek. Z jej relacji wynika, że nie był to pierwszy taki przypadek. Już wcześniej próbowano włamać się do tego mieszkania. Najgorsze było jednak przed nią. Mieszkanie zostało zniszczone podczas powodzi, spowodowanej awarią sieci wodociągowej. Miała nadzieje, że dostanie odszkodowanie, by odbudować zniszczenia. Jednak z miasta przyszło pismo, że rodzinie zostaje wypowiedziana umowa najmu. Romka próbowała rozłożyć dług na raty, ten jednak powiększono o odsetki z 8 do 12 tys. zł.
- Jak mi mieszkanie zalewało to MPGM nie reagował kilka godzin. Musieliśmy przez okna uciekać z mieszkania. Chcą mnie teraz wyrzucić, a ja przecież dbam o mieszkanie. Nie płaciłam czynszu, ale wyremontowałam lokal. Widziałam tu takich, co dostają, demolują i „w nagrodę” dostają nowe przydziały. Mnie chcą wyrzucić, bo ja jestem Romka. Chcą mnie zabrać do ośrodka dla samotnych matek, jak psa do azylu – mówiła Anita.

W jej sprawie do Urzędu Miasta w Siemianowicach Śl. w imieniu wojewody śląskiego interweniował  Tomasz Olbryś, kierownik Oddziału w Wydziale Kontroli i Audytu Urzędu Wojewódzkiego. Jak stwierdził w rozmowie telefonicznej, kobieta podnosiła w swoich pismach kwestię zagrożenia zdrowia i życia, spowodowanego pogorszeniem warunków lokalowych po powodzi.
- Wystąpiliśmy do prezydenta, by wyjaśnił tą sprawę. Dowiedziałem się, że kobieta nie opłacała czynszu. Rozkładano jej dług na raty, jednak wobec ciągłego uchylania się od płatności, została z nią rozwiązana umowa najmu. W tym wypadku, mimo iż na rok 2009 planowano dokonanie prac  remontowych w jej mieszkaniu z wykorzystaniem unijnych funduszy – nie dojdzie do nich. Wszelkie prawa lokatora utraciła bowiem w momencie, gdy złamała główny warunek umowy tj. dokonywanie opłat. Fakt, iż kobieta sama wyremontowała sobie mieszkanie niczego nie zmienia. Nie miała ona bowiem na to wydanej żadnej zgody. Gdyby wcześniej o zgodę na dokonanie prac się postarała, z pewnością otrzymałaby częściowy zwrot kosztów. Tymczasem remont wykonała na własną rękę i na własne ryzyko. W związku z powodzią zasygnalizowaliśmy, by dokonać u niej wizji lokalnej, z udziałem Inspektora Nadzoru Budowlanego. Nie otrzymałem jednak sygnału o dalszych decyzjach w tej sprawie – informował Tomasz Olbryś.

Podczas wizji lokalnej przy ul. Kołłątaja 3, na widok dziennikarzy urzędnicy odjechali. Czy udało im się w kilka minut cokolwiek ustalić, nie wiadomo. 
O innych aspektach tej sprawy i o tym, co stanie się z romską rodziną, czy sąsiadka naszej bohaterki – zajmująca swe dawne lokujm, z którego została wymeldowana przez byłego męża, a następnie zajęła mieszkanie „na dziko”, po dokonaniu remontu - ma szanse na przydział, już za tydzień wyjaśnią pracownicy Wydziału Gospodarki Lokalowej w siemianowickim magistracie.

0 komentarze: