Przy zwykłej budce z hamburgerami w pobliżu naszej redakcji na posiłek oczekuje sznureczek wygłodniałych klientów. Zapach rozchodzący się z tego niewielkiego sklepiku, oferującego ciepłe przekąski, przyciąga codziennie kilkadziesiąt osób. Na tym tle sieć Mc Donald czy KFC urasta do rangi olbrzyma, pochłaniającego jedzenie w rozmiarze XXL. Jak nie dać się fast-foodowej gorączce, rozmawialiśmy z Edytą Gleich, dietetyczką z Chorzowa.


Niestety to, co smaczne nie musi być zdrowe. I choć wydaje nam się, że ta mała niepozorna kanapka na ciepło, zjadana w drodze na przystanek, nie jest w stanie nam zaszkodzić – może się okazać, że to z jej powodu sami zaczniemy nosić wspomniany rozmiar. Dlaczego – może się zastanawiać jeden z drugim - skoro to tylko kawałek mięsa, jakieś warzywa, sos i bułka.

Najpierw jedzą zmysły


Jak przekonuje dietetyk, Edyta Gleich, fast – food tuczy, m.in. dlatego, że zjadamy go w pośpiechu, bez współudziału wszystkich zmysłów.
- Podczas przygotowywania posiłku nasze oczy, węch i ręce wysyłają do mózgu sygnał, że już wkrótce coś zjemy. Organizm przygotowuje się do smakowania, gryzienia, przełykania i trawienia. Pamiętamy potem długo, że jedliśmy, czujemy się szybko syci. Tymczasem, gdy chwytamy gotowy ciepły produkt i zjadamy go w pośpiechu na stojąco, gdzieś na przystanku, albo co gorsza, idąc z zakupami, zmysły nie nadążą nacieszyć się konsumpcją. Wkrótce znów będziemy głodni – przekonuje Gleich.
Jednak zwykły hamburger w Mc Donaldzie ma około 300 kalorii, Big-Mac już prawie dwa razy tyle, małe frytki - 230. Jeśli do tego doliczymy średnią colę – wyjdzie na to, że spożyliśmy rację normalnego domowego obiadu. Niby były w nim warzywa, ale wartości odżywcze, jakich nam dostarczyły nic nie znaczą w porównaniu z ilością tłuszczu, którego źródłem jest niewielka ilość mięsa i kartofli smażonych w głębokim oleju czy śmietanowo - majonezowe sosy. Konsumenci dobrze zdają sobie sprawę z tego, że fast-food nie ma nic wspólnego ze zdrowym odżywianiem. Mimo to wciąż po niego sięgają.

Smacznie, szybko, ciepło, tanio 

– tymi słowami można scharakteryzować fastfoodowe potrawy. Okazuje się, że częstą przyczyną sięgania po ciepłą kanapkę jest również np. niedocukrzenie. Osoby, które rankiem nie zjadają śniadań o wiele częściej sięgną po hamburgera na stacji benzynowej czy w przerwie na lunch. Wielkie znaczenie ma także smak.
- Człowiek jest tak skonstruowany, że lubi to, co tłuste – bo tłuszcz jest nośnikiem smaku. Warzywa gotowane nie będą nam tak smakować, jak te smażone i podane z majonezem – tłumaczy dietetyk.
Pamiętajmy jednak, że do tego typu potraw dodaje się najczęściej warzywa konserwowe, które zawierają olbrzymią ilość soli. Kolejnym grzechem okazują się być podawane w zestawach napoje, zawierające niezliczone ilości cukru, który odkłada się nam potem w udach. Zwiększona ilość cukru w organizmie sprzyja również wszelkim grzybicom i co gorsza -  można się od niego uzależnić. Zwłaszcza, jeśli wizyta w fastfoodowym barze związana jest dodatkowo  z przyzwyczajeniami z dzieciństwa.
- Gdy w Polsce w latach 90-tych na rynek wchodziły sieci fast – foodowe, odwiedzały je całe rodziny z dziećmi. Taka wyprawa była dla nich czymś wyjątkowym, przyjemnym czasem spędzanym z rodziną podczas kulinarnej przygody. Razem bowiem próbowali oni coś nowego, niespotykanego. Dziś mają po kilkanaście lat i obiad w takiej „szybkiej” restauracji kojarzy im się z najlepszymi latami dzieciństwa, z sielankowymi chwilami spędzanym w gronie rodziny – tłumaczy Gleich. Nic więc dziwnego, że współczesna młodzież zamiast banana czy jabłka na drugie śniadanie wybierze hamburgera lub frytki.
Najtrudniej jednak oprzeć się ciepłej, niezaplanowanej przekąsce zimą. Organizm będzie nam wówczas podpowiadał, żeby się ogrzać .... niejako od środka.  A najlepiej rozgrzewają potrawy tłuste i kaloryczne, z dużo ilością smacznego majonezowego sosu. Jak nie poddać się takiej nagłej pokusie? – To proste – mówi Edyta Gleich – Wystarczy się ciepło ubierać.



0 komentarze: